Nowa Zelandia chodziła po głowie od dłuższego czasu. Przy moim ostatnim zamiłowaniu do podróżowania motocyklem miałam ten kraj na oku od 2 lat, sprawdzając różne opcje, by zrealizować to marzenie na dwóch kołach. I nagle pojawia się możliwość! Już wiem, że tym razem uda się je zrealizować – Wyspa Południowa na motocyklu to dwa tygodnie oszałamiających widoków i tras poprzez góry, winnice, klify i wybrzeże kraju kiwi! Patrzę na mapę… skoro lecę już tak daleko od Polski i najprawdopodobniej jest to tzw. ‘once in a lifetime adventure’ postanawiam, że zahaczę również o Wyspę Północną. Decyduję się na samodzielny objazd samochodem. Przy okazji zabiję jetlag i przyzwyczaję do ruchu lewostronnego zanim spotkam się z grupą w Christchurch na objazd Wyspy Południowej motocyklem. Kupuję bilety i zaczynam odliczać miesiące, tygodnie, w końcu dni do wyjazdu.
Czas oczekiwania wykorzystuję na przygotowania, zwłaszcza opracowanie trasy po Wyspie Północnej, po której będę podróżować sama. Wybór jest trudny, bo Nowa Zelandia jest krajem bardzo ciekawym i zróżnicowanym, po którym można włóczyć się tygodniami. Decyduję się poznać po trochu wszystkiego: miast, przyrody, kultury. Ostatecznie wyznaczam następującą trasę, którą chciałabym się z Wami podzielić, ale którą – jak to w podróży – modyfikuję w zależności pogody, humoru i zaistniałych okoliczności.
Moja zaplanowana trasa wygląda następująco:http://agiontheway.pl/nowa-zelandia-trasa/
- Nowa Zelandia samochodem
- Nowa Zelandia motocyklem
Plany planami, a rzeczywistość pisze swoje scenariusze.
AUCKLAND
Auckland to największe miasto Nowej Zelandii. Ze względu na dobre połączenia lotnicze i położenie na Wyspie Północnej wybrałam je na początek mojej przygody z Nową Zelandią. Stąd postanowiłam przejechać do Christchurch, gdzie spotykałam się z grupą, by rozpocząć moją przygodę motocyklową.
Już na początku musiałam zmodyfikować plany zwiedzania Auckland. Mój lot był opóźniony, przez co nie zdążyłam na połączenie z Singapuru do Auckland i mogłam lecieć dopiero kolejnego dnia. Do tego pobyt w Nowej Zelandii byłam zmuszona od zakupu nowej walizki. Na szczęście był ‘Black Friday’. W ten sposób jednak zwiedzanie Auckland skróciło mi się de facto do połowy dnia. Jako że w poszukiwaniu nowej walizki przeszłam główną ulicą – Queen Street, która to nie zrobiła na mnie wrażenia. Zdecydowałam, że jadę na Wyspę Waiheke. Zwłaszcza, że miasta w Nowej Zelandii nie są głównym celem turystycznym, są raczej funkcjonalne niż imponujące.
Krótka przeprawa promem z Auckland na Waiheke. Kiedy zobaczyłam skąpaną w słońcu zatoczkę, gdzie przypływał prom, wiedziałam, że nie będę żałować tej decyzji. Dalej było tylko lepiej. Długie piaszczyste plaże, błękitna woda, bujna tropikalna zieleń, niska, tradycyjna zabudowa, winnice, owce pasące się na zielonych łąkach: to wszystko składało się na sielankowy krajobraz. Zachód słońca nad Zatoką Hauraki z kieliszkiem lokalnego wina w otoczeniu przepięknej scenerii wyspy pozostanie w mojej pamięci na zawsze.
NA PÓŁNOC OD AUCKLAND
Następnego dnia niestety ziściła się prognoza pogody – od rana ściana deszczu. I tak miało być przez kolejne dni. Mimo, że koniec listopada to tutejszy koniec wiosny / początek lata, pogoda wyjątkowo nie rozpieszczała. Anomalia pogodowe jak mówili tubylcy. Wypożyczenie samochodu, które poszło niezwykle sprawnie. Szybkie przestawienie się na ruch lewostronny i jedziemy na północ. Celem jest miasteczko Mangawhai. Nie jest to miejsce turystyczne, ale znalazło się na mojej trasie ze względu na dalekich krewnych, których poznałam wcześniej w Sydney i postanowiłam odwiedzić. I była to dobra decyzja. Przez następne dwa dni mam okazję poznać lokalne życie w Nowej Zelandii: lokalne kluby golfowe wraz z corocznymi Christmas dinner, zamiłowanie Nowozelandczyków do krykieta, odwiedzam lokalne kawiarnie, próbuję tradycyjne mince pie czy sausage roll, obserwowuję treningi surfingu na pobliskich plażach. Wejrzenie na codzienne życie Nowozelandczyków pozwoliło mi lepiej poznać kraj i zrozumieć mentalność jego mieszkańców. Do tego wspaniałe wybrzeże i piaszczyste plaże, tropikalna roślinność. W ostateczności postanowiłam nie jechać do Praihia, czyli Bay of Islands (zwłaszcza wobec zapowiedzi silnych deszczy), tylko rozkoszować się życiem codziennym wyspy.
ROTORUA / WAITAMO / TAUPO
Centralna część wyspy Północnej to poszukiwanie początków Ziemi – liczne formacje geotermiczne, gejzery, wulkaniczne doliny, źródła termiczne. Warto odwiedzić Wai-O-Tapu Thermal Wonderland, gdzie codziennie o 9.30 rano gejzer Lady Knox się uaktywnia. Niezapomnianym przeżyciem jest również spacer po Waimangu Volcanic Rift Valley, gdzie ciągle coś bulgocze i się ‘gotuje’. Czy tak powstała Ziemia? W tym regionie zapach siarki towarzyszy na każdym kroku. Zwłaszcza czuć ją w miasteczku Rotorua, które jest centrum wypadowym do zgłębiania kultury maoryskiej i poznawania właśnie geotermicznego oblicza wyspy. Może w jedną z tych bulgoczących kraterów Frodo miał wrzucić pierścień? Zwłaszcza, że wioska Hobbitów – tzw. Hobbiton – znajduje się o godzinę drogi z Rotorua. Miejsce, gdzie kręcono „Władcę Pierścieni” i „Hobbita” realistycznie przenosi nas w magiczny świat Hobbitów i pozwala na chwilę poczuć się jak jeden z nich. Całości dopełnia przyroda i krajobrazy. Centralna część Wyspy to przepiękna roślinność oraz liczne jeziora – Rotorua i Taupo będąc najbardziej znanymi i malowniczymi. Będąc w tym regionie warto dołożyć trochę kilometrów i podjechać do jaskiń Waitamo, gdzie w naturalnym środowisku można zobaczyć świetliki w jaskiniach. Kompletna ciemność i miliardy świetlików wywołują niezapomniane wrażenie i stanowią ewenement na skalę światową.
HAWKES BAY
Hawkes Bay to najstarszy region winnic w Nowej Zelandii, jednocześnie drugi pod względem wielkości. Warto tutaj zatrzymać się na kilka dni, włócząc od winnicy do winnicy, które często same w sobie stanowią już interesujący i malowniczy punkt na trasie zwiedzania. Wybór jest ogromny. Są mniejsze rodzinne, butikowe; większe, rozpoznawane marki; tradycyjne, istniejące tu od początku jak chociażby Mission Estate Winery – najstarsza winnica w Nowej Zelandii czy też nowoczesne jak Elephant Hill. W zasadzie każda winnica oferuje degustację, niektóre również posiadają restauracje, gdzie można zatrzymać się na lunch lub kolację. Część oferuje również zakwaterowanie wśród winnic, lecz trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Kontaktowałam się z kilkoma z ponad półrocznym wyprzedzeniem i niestety nic wolnego już nie było w interesujących mnie miejscach. Agroturystykę zamieniłam więc na pobyt w urokliwym miasteczku Napier. Z wszystkim miasteczek odwiedzonych w Nowej Zelandii to jest dla mnie numer jeden. Położone nad oceanem, w bliskiej odległości od licznych winnic, urok nadają mu zabudowania w stylu Art Deco. Spacerując po centrum, należy zadrzeć tylko trochę głowę do góry, by podziwiać oryginalne fasady budynków. Szkoda, że na Hawkes Bay przeznaczyłam zaledwie jeden dzień..
WELLINGTON
Podczas gdy Napier jest moim ulubionym miasteczkiem, to Wellington awansowało do statusu mojego ulubionego miasta w Nowej Zelandii. Przynajmniej wywarło na mnie najbardziej pozytywne wrażenie, może dlatego, że po kilku dniach kręcenia się po wyspie, byłam już wygłodniała cywilizacji. Pierwsze wrażenie: nowoczesne, czyste miasto. Jak na stolicę państwa przystało. Kultura bardziej europejska. Jak się okazuje, Europejczycy i Nowozelandczycy europejskiego pochodzenia stanowią ok 75% populacji miasta. Akurat tego dnia (wyjątkowo) trafiłam na piękną słoneczną pogodę, a że był piątek wieczór to knajpki w dokach szybko zapełniły się ludźmi, którzy po całym tygodniu pracy przyszli zrelaksować się przy lampce wina czy piwie. Przepięknie położona stolica buzowała. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie: bardziej klasyczne miejsca; marynistyczne ze względu na położenie nad wodą i fakt, że z Wellington wypływa prom na Wyspę Południową; loftowe i nowoczesne, browary, wine bars czy wyrafinowane restauracje. Widać, że miasto podąża za najnowszymi trendami i przyciąga poza instytucjami państwowymi wiele międzynarodowych korporacji. Ja postanowiłam powłóczyć się po mieście i poczuć atmosferę zamiast odhaczać punkty na mapie turystycznej. Urzekło mnie wybrzeże wraz z promenada i dokami – moje numer jeden. Warto było wjechać tradycyjnym funikularem – Wellington Cable Car, który znajduję się w samym centrum przy głównej ulicy. Z góry rozpościera się przepiękny widok na miasto i zatokę, można zrelaksować się w ogrodzie botanicznym. Ciekawym punktem na mapie miasta wydaje się być Te Papa Tongarewa – Muzeum Narodowe Nowej Zelandii, które ze względu ograniczenia czasowe musiałam jednak odpuścić.
MALBOROUGH
Z Wellington wypływa prom na Wyspę Południową do miejscowości Picton. Sama prawie trzygodzinna przeprawa przez Cieśninę Cooka i rozsiane wyspy i półwyspy Malborough Sounds stanowi już atrakcję turystyczną samą w sobie i oferuje niezapomniane widoki. Zdecydowałam się, że poznam lepiej ten region i na jeden dzień ‘schowam przed cywilizacją’. Mój wybór pada na odległy hotelik w jednej z zatok. Sprawdzam dojazd – niecałe 70km ma mi zająć ponad 2 godziny samochodem. Kontaktuję się z hotelem, który odradza takie rozwiązanie ze względu na stan drogi. Ostatecznie na miejsce docieram łódką – przejazd z Picton do Endavour Inlet to pełen pięknych widoków rejs i nawet nie wiem, kiedy mija 1.5h i jestem na miejscu. Przepiękna roślinność buszu, śpiew ptaków, brak zasięgu telefonów komórkowych, brak cywilizacji – jestem szczęśliwa – znalazłam swoją oazę. Żałuje tylko ponownie, że nie mam tylko jeden dzień, bo z chęcią zostałabym dłużej. Na miejscu spotykam Nowozelandczyków, którzy przyjechali tu, aby przejść Queen Charlotte Track, o którym wcześniej czytałam. Jeśli będę miała kiedykolwiek szansę wrócić do Nowej Zelandii, to z pewnością będę chciała przejść ten szlak!
Malborough to znany region winnic i agroturystyki. Mówi się, że najlepsze białe wina w Nowej Zelandii produkowane są właśnie tutaj. Jako że kulturę wina poznawałam już w Hawkes Bay, tym razem tylko przejeżdżam obok winnic, które ciągną się kilometrami i podążam w kierunku Christchurch. Po drodze zatrzymuję się w wiosce Kaikoura, która stanowi bazę wypadową do oglądania wielorybów. Jest to jedyne miejsce na Ziemi, gdzie można zobaczyć kaszaloty (Giant Sperm Whale). Kaikoura w maoryskim oznacza jedzenie raka (kai = jedzenie; koura = rak), tym samym stanowi miejsce, gdzie należy zatrzymać się na lunch i skosztować szyjek raków (crayfish).
CHRISTCHURCH
Podobnie jak Auckland na Wyspie Północnej, Christchurch ze względu na swoje położenie i międzynarodowe lotnisko stanowi bazę wypadową do zwiedzania Wyspy Południowej. Jest to największe miasto na Wyspie Południowej, a trzecie pod względem wielkości (po Auckland i Wellington) w Nowej Zelandii. Samo miasto wciąż jest placem budowy, po tym jak w latach 2010-2012 ucierpiało z powodu serii trzęsień ziemi, gdzie najgorsze w skutkach było w lutym 2011 roku: zginęło wtedy 185 osób, a tysiące budynków się zawaliło. Widać to po dzień dzisiejszy. Co prawda miasto odbudowuje się, obierając nowoczesny kierunek szkła i aluminium, to jednak kontenery wciąż są obecne (początkowo wszystkie sklepy i urzędy znajdowały się w tymczasowych kontenerach), a w wielu miejscach spotkać można ciekawe murale, nadające mu bardziej alternatywny charakter. Jednak z perspektywy turysty Christchurch nie oferuje zbyt wiele atrakcji. To bardziej miejsce, gdzie można zatrzymać się na dobre jedzenie czy zrobić zakupy (Riccarton).
WYSPA POŁUDNIOWA MOTOCYKLEM
Christchurch kończyło w mojej podróży etap podróży samochodem, a rozpoczynało nową przygodę – eksplorację Nowej Zelandii motocyklem. Stąd robiliśmy prawie 3000km objazd wokół Wyspy Południowej. Napotkani wcześniej po drodze Nowozelandczycy powtarzali, że „Wyspa Północna jest dla rodzin, Wyspa Południowa dla turystów”. Ze względu na wspaniałą przyrodę: góry, jeziora, lodowce, klify i niezwykle urokliwe wybrzeże, przyrodę, Wyspa Południowa stanowi priorytet dla wszystkich odwiedzających. A z perspektywy motocykla to jeszcze potęgowało doznania i przeżycia. Wiedziałam już, że Nowa Zelandia jest piękna, ale kolejne dni odsłoniły przede mną jej kolejny wymiar, niejednokrotnie zapierając mi dech w piersiach. Wyspa Południowa motocyklem zdecydowanie zasługuje na osobne potraktowanie.