“W Kolumbii mamy dużo namiętności” (In Colombia, we have a lot of passion) – Maluma
A ta namiętność często objawia się w sztuce i sposobie życia Kolumbijczyków, czego mogłam doświadczyć, przemieszczając się po kraju. Każdego dnia odkrywałam inne oblicze Kolumbii, a jej wielokulturowość i zróżnicowanie zaskakiwały.
Mocno zakorzeniony podział na grupy społeczne i rasę oraz bogata historia kraju znajduje odzwierciedlenie we wspomnianej wielowymiarowej kulturze Kolumbii. Z jednej strony mamy rdzennych Kolumbijczyków (indigenas), którzy stanowią zaledwie 3,5% społeczeństwa. Mają oni własne języki (funkcjonujących obecnie jest około 80), specjalne przywileje (przykładowo dwujęzyczne szkoły – edukacja we własnym języku obok hiszpańskiego), własną tradycyjną sztukę i wyroby (które często można kupić jako pamiątki), zachowane przez wieki zwyczaje, szamani wciąż utrzymują mocną pozycję w tych społecznościach. Najczęściej społeczności rdzenne zamieszkują obszary dżungli i mniej dostępne obszary kraju. Jednak często indigenas nie żyją w kompletnym odosobnieniu, przejmując od początku kolonizacji wpływy kultury hiszpańskiej, objawiające się w synkretyzmie religijnym czy kulturowym.
Przez wieki do Kolumbii napływało wiele ludzi z różnych kultur: hiszpańska kolonizacja od czasów Kolumba i niewolnicy przywożeni z Afryki, następnie wiele fal emigracji na przestrzeni wieków. Współcześni Kolumbijczycy mają europejskie korzenie, ale też bliskowschodnie (głównie Liban, Palestyna, Jordania, Syria) czy azjatyckie (głównie Azja Środkowa i Południowowschodnia). Następnie te kultury zaczęły się mieszać między sobą, czerpiąc po trochu z każdej. Obecnie mestizo to około 85% społeczeństwa, a kultura Kolumbii jest niezwykle bogata, interesująca i wielowymiarowa.
Mi jednak z Kolumbią będę zawsze kojarzyć się murale i ‘kultura komun’. Byłam co prawda wcześniej w brazylijskich fawelach oraz biedniejszych dzielnicach innych krajów regionu, ale kolumbijska Komuna 13 zostanie na długo w mojej pamięci. Zacznijmy od tego, że miasta są podzielone na strefy zgodnie z oficjalną stratyfikacją społeczeństwa, a te dalej na komuny (czyli dzielnice). Wspomniana komuna 13 w Medellin to przeludniona dzielnica o niskich dochodzie, znana jest zwłaszcza z przemocy i morderstw. Uznawana przez lata za najbardziej niebezpieczną komunę, była domem dla partyzantek, gangów i bojówek. W latach 80-tych i 90-tych Komuna 13 kontrolowana była przez grupy lojalne Pablo Escobarowi, po jego śmierci inne kartele walczyły o wpływy i biznes. Nawet po kontrowersyjnej państwowej akcji Orion w 2002 roku, mającej na celu eliminację gangów, szacunkowo jeszcze w 2011 działało na jej terenie od 21 do 25 gangów, zajmujących się handlem narkotykami oraz wymuszaniem haraczu.
Obecnie komuna, podobnie jak niektóre fawele w Brazylii, została w dużej części spacyfikowana i stanowi największą atrakcję turystyczną Medellin. Piszę w dużej części, bo jak na chwilę zeszłam z głównego szlaku turystycznego, to miałam wrażenie, że od razu był popłoch. Generalnie jednak można spokojnie spacerować po głównych ‘ulicach’, gdzie jeszcze kilka lat temu by się nie weszło, a już na pewno nie wyszło. Obecnie Komuna 13 stanowi symbol zmiany i modernizacji. Ale dlaczego to miejsce wydaje mi się wyjątkowe? Po pierwsze, spacerując, wydaje się być czystsze i bardziej zorganizowane niż jego brazylijskie odpowiedniki, mimo widocznej dużej biedy. Po drugie, po raz kolejny wszędobylska muzyka – tym razem reaggeton i trap (rodzaj hip hopu) otacza nas ze wszystkich stron. To forma ekspresji i opowiedzenia trudnej historii tego miejsca. Ludzie śpiewają i tańczą dosłownie wszędzie! Czuć ducha kreatywności, nadziei, ale jednocześnie ciężkich przeżyć tego miejsca. Nic dziwnego, że jeden z czołowych muzyków kolumbijskich, cytowany na pocżatku Maluma, wybrał to miejsce do swojego teledysku.
Po trzecie – kolorowe murale, gdzie za pomocą graffiti wyrażane są przekonania artystów. Ściany stały się miejscem ekspresji i sztuki, poruszania kwestii z zakresu historii i polityki, opowiadają ponownie przeżycia lokalnego społeczeństwa. W Komuna 13 murale są niezwykle liczne i bogate. Piękne artystycznie z punktu przeciętnego przechodnia, bogate w symbolikę i z silnym przekazem historyczno-społecznym, dla osób, które zagłębią się w ukryte znaczenie malowideł. Na mnie wywarły ogromne wrażenie, zarówno bogactwo kolorów i form, ilość – są dosłownie wszędzie! – jak i jakość wykonania.
Mimo, że Kolumbia ma wspaniałą kulturę na wielu płaszczyznach, to właśnie sztuka graffiti najbardziej przyciągnęła moja uwagę. Komuna 13 jest tego dobrym przykładem, ale moje pierwsze zaskoczenie było już po przylocie do Bogoty. Miasto, po Nowym Jorku i Melbourne, uznawane jest za miejsce z najlepszym graffiti. Jednak sztuka uliczna w jest tutaj legalna jedynie od niedawna (po tym jak policja zabiła 16 letniego graficiarza Diego Felipe Becerra, co wywołało falę protestów). Wcześniej graffiti było traktowane na równi z kokainą, a artyści wrzucani do jednego wora z kartelami narkotykowymi. Obecnie, spacerując po mieście, napotykamy graffiti na każdym rogu: hotelach, parkach, sklepach, a nawet budynkach użyteczności publicznej. Trochę przypominało mi to Valparaiso w Chile – miasto słynące z malowideł ściennych. W Bogocie bardzo dużo murali znajduje się zwłaszcza w okolicach La Candelaria, a miasto stanowi dom dla ponad 8000 graficiarzy. Poprzez graffiti opowiadają oni o swojej historii i kulturze, o życiu Kolumbii, poruszają kwestie społeczne i polityczne. To alternatywny sposób poznania dogłębniej tego kraju, który polecam!
Karaibskie klimaty to przede wszystkim kolory i muzyka. Tu mieszają się zwłaszcza wpływy afrykańskie i hiszpańskie. Cartagena, jako główny port do podboju El Dorado, służyła jako brama do eksploracji kontynentu i poszukiwania złota. To tutaj przywożono dobra i niewolników afrykańskich, jednocześnie wywożąc zdobycze z Nowego Świata. Kolonialna część Cartageny mnie urzekła zarówno swoją kolonialną architekturą, jak i atmosferą miejsca. Przepiękne budowle pokazują dawną potęgę i bogactwo miasta. Cartagena to królowa kolonialnej architektury. Przechadzając się ulicami otaczają nas kolory: czy to budynków, czy tradycyjnych strojów, czy nawet soczystych owoców. Nieodłącznym elementem jest muzyka, taniec, porywające do tańca karaibskie rytmy, rozbrzmiewające bębny afrykańskie. To miasto tętni życiem, podobnie jak cały region.
To najprawdopodobniej w Cartagenie umiejscowiona była historia powieści „Miłość w czasach zaraz” Gabriela Garcia Marqueza. Słynny kolumbijski pisarz i laureat literackiej Nagrody Nobla odwołuje się do czasów przełomu XIX i XX wieku, a z opisów wynika, że ma miejsce w nienazwanym porcie niedaleko Morza Karaibskiego i Rzeki Magdaleny. To najlepiej sprzedająca się w historii powieść napisana w języku hiszpańskim.
Okolice rzeki Magdalena to z kolei możliwość poznania kolonialnej kultury Kolumbii. Ze względu na swoją autentyczność przypadło mi do gustu miasteczko Santa Cruz de Mompox. Założone w 1937 roku wciąż wygląda jak z czasów Cervantesa, a życie wciąż płynie powolnym rytmem. Odnosi się wrażenie, że aż tak wiele się nie zmieniło przez stulecia. Co ważne, poza nami chyba nie było żadnych turystów, a na ulicach jest pełno ludzi. Nie jest łatwo dostępne, a drogi, żeby tu dotrzeć są w fatalnym stanie. Ale Mompox jest warte wysiłku, żeby poczuć kolonialny klimat. Ze względu na swoją historyczną rolę i strategiczną pozycję w czasach poszukiwania El Dorado, zostało w 1995 roku wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO.
Kolejnym miejscem, gdzie można poczuć klimat kolonialnej Kolumbii jest Barichara. Założona w 1705 roku ma niepowtarzalny klimat i często wykorzystywana jest jako sceneria produkcji filmowych. Położona bliżej Bogoty, zachęca przepiękną architekturą, spokojem, brukowanymi ulicami. Życie wciąż toczy się swoim rytmem. Nie spotkasz taksówek, a jedynie tuk tuki, autobusy to tradycyjne chivas. Jednak w porównaniu z Mompox miasteczko wydaje mi się bardziej senne i cukierkowe. Pojawiają się już sklepy z pamiątkami, których nie uświadczyłam w Mompox.
W celu poznania kolonialnego oblicza Kolumbii można wybrać się też do historycznych centr Bogoty czy Medellin – La Candelaria. Spacer pomiędzy kolonialnymi zabudowaniami przypomni nam o historii tego kraju. Zwłaszcza warto zajrzeć do Muzeum Złota w Bogocie, by zrozumieć skąd wzięła się złota gorączka i nieustanne poszukiwanie El Dorado. Pre-kolumbijskie wyroby ze złota robią wrażenie, jednocześnie pozwoliły mi lepiej poznać kulturę i zwyczaje dawnych plemion. Pokój z szamańskimi pieśniami, gdzie gasną światła, a my przenosimy się do innego świata, do tej pory przyprawia mnie o gęsią skórkę.
Będąc w Kolumbii nie można zapomnieć, że to jeden z głównych producentów kawy (trzeci na świecie po Brazylii i Wietnamie), a wielopokoleniowa tradycja kawowa odciska swoje piętno, zwłaszcza w centralnej części kraju. Kolumbijski trójkąt kawowy (nie mylić z trójkątem kartelowym 😉 ), często określany jako Pas Kawy, składa się z trzech departamentów: Caldas, Risaralda and Quindio. Można tutaj poznać specyfikę produkcji kawy i powiązaną z nią kulturę. Obecnie w Kolumbii do głosy dochodzi do głosu ‘trzecia fala’ producentów, którzy na szerszą skalę edukują i uczą technik i sekretów parzenia kawy, otwierając się na szersze kręgi przeciętnych ludzi. Jednak tradycja jest tu wciąż mocna zakorzeniona. Poukrywane wśród bujnej zieleni farmy kawowe stanowią pewnego rodzaju oazę (jak się już dotrze po wyboistej wąskiej drodze). Osobiście bujność zieleni i spokój miejsca mnie zaskoczyły. Jest tu po prostu pięknie! Cały region został zaliczony przez UNESCO do światowego dziedzictwa kulturowego (‘The Coffee Cultural Landscape of Colombia’). A dla zainteresowanych raz do roku odbywa się festiwal kawy wraz z paradą jeepów (Yipao Jeep Parade) w mieście Calarcá, które obładowane są tradycyjnymi produktami, jeżdżą na dwóch kołach albo w ogóle bez kierowcy.. Istne wariactwo! Zdecydowanie unikalne wydarzenie na skalę światową i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się dotrzeć na ten festiwal, bo w ten region z chęcią wrócę.
Powyższa lista nie wyczerpuje wielowymiarowości kolumbijskiej kultury, każdy region może poszczycić się czymś wyjątkowym. Zróżnicowanie geograficzne i historyczne uwarunkowania odcisnęły swoje piętno na społeczności kolumbijskiej. Przemierzając kraj, codziennie możemy doświadczać czegoś nowego, diametralnie różnego od tego, co poznaliśmy wczoraj. Na tym polega piękno i unikatowość tego kraju! A więc z pasją odkrywałam poszczególne jego warstwy!
Więcej zdjęć: http://agiontheway.pl/galleries/kolumbia/