LUDZIE
Miejsca tworzą ludzie. A Kolumbia ma w tym zakresie dużo szczęścia. Dużo się słyszy o kartelach narkotykowych, porwaniach, morderstwach, handlem ludźmi. Nie mówię, że to nie ma miejsca. Jednak trzeba odróżnić ten świat do przeciętnego obywatela. A Kolumbijczycy to uśmiechnięci, pomocni i mili ludzie.
Moje pierwsze wrażenie: uśmiech i radość życia. Na każdym rogu słychać porywające do tańca rytmy. W miastach i miasteczkach, nawet przejeżdżając przez góry, mijamy klika zabudowań, a muzyka rozbrzmiewa. Jadąc na motocyklu, de facto nie potrzeba radia, bo jest nim ulica! Im bardziej na północ w kierunku wybrzeża karaibskiego, tym muzyki jest więcej. Spacerując ulicami kolonialnej Cartageny, mamy wrażenie, że jesteśmy na jednej wielkiej imprezie. Rytmy salsy i rytmów karaibskich rozbrzmiewają z każdego baru, czy nawet sklepu. Podobnie włócząc się po Comuna 13 w Medellin, muzyka otacza nas zewsząd, głównie reaggeton i latin trap. To z Medellin pochodzi Maluma, jeden ze znanych na świecie wykonawców tych gatunków, uwielbiany w kraju. Inni znani kolumbijscy muzycy to między innymi Shakira, Juanes, La 33. Miasto Cali uznawane jest z kolei na światową stolicę salsy. Niezależnie od miejsca i gatunku Kolumbijczycy kochają muzykę, a scena muzyczna jest bogata i zróżnicowana. Złota zasada w Kolumbii mówi: ‘słyszysz muzykę, zacznij się ruszać’. Kolumbia to miejsce zabawy i wielu festiwali: karnawał, parady salsy, parady kwiatów, festiwal, kawy i inne. Każda okazja jest dobra. Przemierzając kilometry po Kolumbii, można zauważyć, że ludzie nie mają dużo, ale potrafią cieszyć się życiem i dniem codziennym. Teraz nie dziwię się, że Kolumbijczyków uznaję się za jeden z najszczęśliwszych narodów na świecie.
Jednocześnie odniosłam wrażenie, że Kolumbijczycy to generalnie pomocni i życzliwi ludzie. Ponownie, nie mają dużo, ale wzajemnie sobie pomagają. Kiedy trzeba, współpracują ze sobą. Z moich obserwacji – to zdecydowanie kultura kolektywna. Zdarzało się, że w miasteczku jadący obok koleś na skuterku machnął ręką, by jechać za nim. Logiczne było, że jeśli turysta pojawił się w zapomnianym przez boga miejscu, to nie po to by je zobaczyć, ale dotrzeć do pobliskiego promu. Szybko przeprowadził bocznymi ścieżkami bez proszenia, a na koniec jeszcze pomachał na pożegnanie. Ot tak, po prostu! Zatrzymując się w przyulicznych barach, ludzie zainteresowani byli skąd i dokąd, dopytywali o motocykl. Kiedy się o coś poprosiło, każdy próbował pomóc. I to z uśmiechem na twarzy. Takim szczerym, a nie wyuczonym.
Nie zawsze jest tak kolorowo. I mogę tu wyróżnić głównie dwie grupy: kierowców ciężarówek i pewne grupy w najbiedniejszych dzielnicach. Kierowcy ciężarówek to zagrożenie podczas jazdy –niektórzy potrafili złośliwie zajeżdżać drogę, dojeżdżać z tyłu, spychać z drogi, blokować przejazd. Druga grupa mniej oczywista, ale nie zawsze patrząca przychylnie. Kolega, który chciał wracać sam na piechotę z dzielnicy Escobara w Medellin, musiał porzucić pomysł, po tym jak się dowiedział, że ma 50% szans na bezpieczne przejście samemu. Jednak to przypadki odosobnione, a pozytywne doświadczenia przeważały w znaczącym stopniu 🙂
W Bogocie nieprzyjemne były przypadki żebrania ludzi. Odczuwalne było to zwłaszcza w Zona Rosa (bogatsza dzielnica). Nie jest to żebranie jak u nas, gdzie ktoś siedzi na ulicy. Osoba podchodzi do ciebie i wprost prosi o pieniądze, po czym podąża za tobą przez jakiś czas, powtarzając jak mantrę prośby coraz bardziej natarczywie. Jednak kilka słów po hiszpańsku i sprawa załatwiona.
Znajomość hiszpańskiego w Kolumbii bardzo pomaga. Przeciętny sprzedawca w sklepie czy kelner nie zna angielskiego, a menu jest tylko w języku hiszpańskim. Czasami nawet w hotelach w mniejszych miejscowościach potrafi być problem. Angielski jest zarezerwowany dla ludzi z wyższych sfer, pracowników korporacji oraz wyższej klasy usług turystycznych.
Powyższe doświadczenia są odzwierciedleniem utrzymującego się podziału społeczeństwa. Klasy społeczne i rasa wciąż są mocno zakorzenione w społeczeństwie kolumbijskim. Od 1994 roku prawo zezwala rządowi na klasyfikację obywateli ze względu na ‘podobne socjoekonomiczne czynniki’ (stratyfikacja społeczeństwa na 6 grup: 1 to niższo niska, 2 – niska, 3 – wyższo-niska, 4 – średnia, 5 – średniowyższa, 6 – wysoka). 89% społeczeństwa należy do pierwszych trzech grup. Poziom 4, 5 i 6 to odpowiednio 6,5%, 1,9%, 1,5%. W dużych miastach spotkamy wszystkie 6 stref, a dzielnice miast są odpowiednio podzielone zgodnie ze strefami; w miasteczkach zaledwie 3 pierwsze strefy.
Rasa to drugi wyznacznik w Kolumbii, a społeczeństwo jest bardzo zróżnicowane. Podróżując po Kolumbii, zwłaszcza odległych terytoriach, napotykamy na rdzennych Kolumbijczyków, czyli indigenas, którzy wciąż posługują się swoimi lokalnymi językami. Jednym z przywilejów rdzennej ludności jest dwujęzyczna edukacja. Spacerując po bogatszych dzielnicach miast, odnosi się wrażenie, jakby przeniosło się do Europy, ze względu na ogromną emigrację europejską od czasów kolonizacji. Społeczność kolumbijska ma również korzenie bliskowschodnie, a nawet azjatyckie. Wszystkie te wpływy mieszają się z sobą i znajdują odzwierciedlenie w mowie. Każdy region ma swój akcent i specyficzny sposób mówienia.
Miejsca tworzą ludzie. A Kolumbia to miejsce pełne radości, optymizmu, wzajemnej pomocy i współpracy, muzyki i tańca, kreatywności i wytrwałości. Zróżnicowanie kraju powoduje, że de facto podróżujemy do wielu jednocześnie.
Kolumbia zdjęcia: http://agiontheway.pl/galleries/kolumbia/