„Ale Ci fajnie”, „Ty to masz życie”, „Twoje życie to jedne wielkie wakacje” to stwierdzenia, które bardzo często słyszałam, pracując za granicą. Kolejne zdjęcie z plaży czy egzotycznego jedzenia wrzucone na social media spotykało się z reakcją „nie lubię Cię ;)” czy „weź przestań ludzi denerwować”. Nie zaprzeczam, że ścieżka ekspata to wielka przygoda i życie w innym wymiarze, ale też niesamowite wyzwanie, gdzie poznajesz często swoje granice. Nie zawsze jest tak kolorowo jakby mogło się wydawać.
Decydując się na wyjazd i pracę za granicą, zwłaszcza w odległym kraju, często o odmiennej kulturze, musisz być przygotowany na szereg przeciwności losu oraz mieć świadomość zachodzących procesów, zwłaszcza na początku pobytu, gdzie masz do czynienia z tzw. krzywą expata, jak mam w zwyczaju nazywać wykres przedstawiający proces przystosowania się do nowego miejsca. Po okresie fascynacji przychodzi czas zwątpienia i załamania, by w końcu ustabilizować się na pewnym pozytywnym poziomie. O procesie tym opowiem Wam kiedy indziej. Dziś chciałabym się skupić na tych aspektach życia ekspata, o których często nie mówi się głośno, a mają duży wpływ na codzienne funkcjonowanie.
Życie ekspata wiąże się z dużym osamotnieniem.
Pozostawiasz wszystko co znajome i przyjeżdżasz do nowego kraju. Najczęściej nikogo nie znasz. Jeśli podróżujesz z rodziną czy towarzyszy Ci partner, to jest trochę łatwiej. Jeśli już kogoś znasz na miejscu czy akurat okazuje się, że znajomy znajomych tam przebywa, to jest trochę łatwiej. Jeśli natomiast przyjeżdżasz i nie znasz żywej duszy to poziom wyzwania rośnie. Musisz zbudować swoje życie od nowa. Poznać ludzi. Zaczynasz od zera. W pracy powiecie. Owszem, jesteś otoczony przez współpracowników, ale jakby mili nie byli, każdy po zakończeniu dnia pracy pędzi do domu i swoich obowiązków (znacie z autopsji?), zwłaszcza że dzień pracy np. w Azji jest bardzo długi. Piątek wieczór, weekend, a Ty siedzisz sam. Z biegiem czasu zaczynasz jednak budować grono znajomych, ale nie są to Twoi przyjaciele, z którymi znasz się od dzieciństwa i wiedzą o Tobie wszystko. Na to nakładają się różnice kulturowe i mentalnościowe, inne priorytety życiowe. Owszem, odkrywanie różnic w postrzeganiu świata jest fascynującym procesem, ale nigdy to postrzeganie nie będzie takie samo. De facto, nawet otoczony przez ludzi często czujesz się osamotniony w swoim świecie. Musisz polubić swoje towarzystwo i nauczyć się spędzać czas samemu, radzić sobie z problemami samemu. Zwłaszcza w początkowej fazie pobytu.
Napotykasz na problemy, o istnieniu których wcześniej nie miałeś pojęcia.
Najprostsze rzeczy zajmują Ci kilkakrotnie więcej czasu niż w domu. Przygodą potrafi być zatankowanie samochodu czy pójście do fryzjera. Otworzenie konta w banku tylko po wcześniejszym umówieniu się z pracownikiem anglojęzycznym. Odszyfrowanie rachunku za prąd może zając jeden dzień. Wizyta u lekarza wymaga wcześniejszego przerobienia słownictwa specjalistycznego w obcym języku. Podanie adresu w taksówce potrafi przyprawić Cię o szybsze bicie serca i niepewność, gdzie dotrzesz. Poprawne wymówienie na Tajwanie mojego adresu po chińsku zajęło mi pół roku. Do tego czasu jeśli nie wzięłam kartki z wydrukowanym adresem domowym, to po godzinach funkcjonowania metra pozostawała tylko piesza wędrówka. Ale za to adres pamiętam do tej pory! Zepsuł się Internet w domu i jakimś cudem udaje Ci się po angielsku poprzez infolinię umówić wizytę technika? Przychodzi, tylko mu teraz wytłumacz o co chodzi. Powodzenia z umówieniem wizyty na wymianę opon u lokalnego mechanika w Genewie, kiedy nie mówisz po francusku. Chcesz kupić mleko w Tajpej, ale nie potrafisz odszyfrować które jest sojowe, a które ryżowe? Ruletka się kręci: czerwone czy czarne… Mogę czy nie mogę tu zaparkować – co ten znak mówi? Adres w GPS wpisywany po numerze telefonu miejsca docelowego, bo nie znasz lokalnego alfabetu, a nie masz adresu akurat w Pinyin (= oficjalna transkrypcja języka mandaryńskiego)? Do tego dochodzą lokalne zwyczaje i kultura. Pierwsze zakupy w Malezji. Przy kasie wyciągam produkty z koszyka. Kasjerka po kolei liczy, po czym z dezaprobatą i obrzydzeniem wskazuje (bynajmniej nie dotykając) na schab – to się kasuje tam! No tak, przecież jestem w kraju muzułmańskim! Dopiero w tym momencie orientuję się, że na dwóch różnych końcach sklepu są dwa działy mięsne: ogólny i z produktami pochodzącymi od świni. Ostatni ze specjalną kasą obsługiwaną przez Hindusów.. mea culpa!
Często jesteś zależny od innych osób w załatwieniu wielu spraw.
To lokalni współpracownicy i przyjaciele uczą Cię poruszać się po biurokracji, często uczestnicząc w Twojej pierwszej wizycie w banku, załatwieniu pozwolenia na parkowanie, poznaniu miasta i realiów poruszania się po nim – przykładowo jak używać mototaxi w Bangkoku czy przybliżając zasady jazdy samochodem po Kuala Lumpur. To oni umawiają Cię na wizyty czy jadą z Tobą załatwić sprawę u lokalnego mechanika. Tłumaczą Twoje rachunki i mandaty. Dzwonią do urzędu w Twoim imieniu. Są pierwszym kontaktem w szpitalu. Zapomnij o pełnej prywatności.
Często pracujesz więcej.
Tylko zdjęć sprzed komputera najczęściej nie znajdziesz w social media. Długie godziny pracy często wiążą się z lokalną kulturą, zwłaszcza w Azji, ale również z faktu, że firma wysłała Cię, bo jest konkretna robota do zrobienia. A więc oczekują wyników i rezultatów. I to jak najszybciej. Wszyscy patrzą Ci na ręce: z jednej strony Twoi przełożeni, bo w końcu inwestują w Twój pobyt i chcą zwrotu z tej inwestycji; z drugiej strony lokalni pracownicy, by zweryfikować, po co firma przysłała kogoś z zewnątrz. Nierzadko też masz być wzorem i nauczycielem dla lokalnego personelu. Do tej pory pamiętam słowa mojej szefowej: „wszyscy Cię obserwują, oczywiście, że wymagam od Ciebie dwa razy więcej”. No i przekłada się to na dwa razy więcej pracy.. Na to nakładają się dodatkowo różnice komunikacyjne i kulturowe, a stąd już krótka droga do pracoholizmu i frustracji.
Napotykasz wspomniane problemy komunikacyjne i kulturowe.
To temat rzeka, a przykładów mogłabym mnożyć. Praca w międzynarodowym zespole jest fascynująca, ale na różnice charakterologiczne nakłada się jeszcze bagaż kultury, w jakiej się wychowałeś Ty i Twoi współpracownicy. Otwierają Ci się oczy, że wiele rzeczy oczywistych nie jest wcale oczywistych. Z biegiem czasu uczysz się upewniać się, że zostałeś dobrze zrozumiany, a wszelkie podejrzenia niejasności wyjaśniać. Po czym wracasz do kraju, a Twoi znajomi, kiedy po raz trzeci powtarzasz gdzie i kiedy się spotykamy, patrzą z powątpiewaniem i irytacją na Ciebie: przecież zrozumiałem! Na własnej skórze poznajesz, co oznacza określenie 1000 uśmiechów Tajów i odpowiadanie zawsze twierdząco na prośby; jakie skutki ma kultura ‘nietracenia twarzy’ w Japonii; co się kryje za malezyjskim ‘can-lah’ czy hiszpańskim ‘un minutito’; i jak to wszystko przekłada się na realizację Twoich projektów i po prostu codzienne życie.
Ciągle się dostosowujesz do otoczenia.
Jest to naturalnym zjawiskiem, że z jednej strony chcesz być zrozumiany i modyfikujesz swój styl komunikacji , a z drugiej przez obcowanie z ludźmi o odmiennym zapleczu kulturowym, sposobie bycia i patrzenia na świat z czasem zaczynasz go asymilować jako własny. Twój świat to tygiel wielu kultur, gdzie bierzesz z każdej po trochu. W pewnym momencie już nie wiesz, co jest Twoje, a co obce. Zmieniasz się. Aż w końcu mówią Ci, że jesteś „egg” (biały na zewnątrz, żółty w środku) czy „f**ing flexible”.
Zmieniasz się, ale zmieniają się tez Twoi przyjaciele.
W końcu nadchodzą wyczekiwane wakacje w domu. Przylatujesz na tydzień czy dwa, które z wakacjami mają mało wspólnego: to ciągły maraton spraw do załatwienia i spotkań z rodziną i znajomymi. Spotkania te uświadamiają Ci jak różne życia prowadzicie. Na pytanie co u Ciebie, masz tysiące historii do opowiedzenia; oni – „bez zmian”. Jednak mimo że słuchają Cię z zainteresowaniem, nie są to ich historie, ich rzeczywistość, nie potrafią się do tego wszystkiego odnieść. Ty też jesteś coraz dalej od ich problemów codziennych, to już nie jest Twoja rzeczywistość. Przepaść rośnie. Nie jesteś w stanie utrzymywać regularnego kontaktu ze wszystkimi w kraju, a różnica czasu nie pomaga. Zaczynasz priorytetyzować kontakty, ograniczając do kilku najbliższych. Z czasem zmieniasz się, zmieniają się też Twoi znajomi. Wasze drogi zaczynają się coraz bardziej rozchodzić. Z przykrością stwierdzasz, że pozostaje garstka najbliższych przyjaźni.
Podejmujesz egoistyczne wybory.
Prowadzisz ciekawe życie, ale za Twój wybór płacą też najbliżsi. Każdy Twój wyjazd z kraju łamie im serce, chociaż tego nie pokażą, bo chcą Cię wspierać jak tylko potrafią. Może zobaczymy się ponownie za pół roku, rok… Na początku starasz się wracać na każdą większą uroczystość w domu czy święta, ale z czasem zdajesz sobie sprawę, że nie jest to możliwe. Będę na Boże Narodzenie, to już na pewno nie na Wielkanoc. Przylecę na 60tkę taty, to już nie ślub przyjaciółki. Decyzje, które musisz ciągle podejmować i mimo że zrozumiane, ranią. Coś się dzieje i najbliżsi potrzebują Twojego wsparcia – jesteś!.. ale daleko.
Życie ekspata to ciągłe pożegnania.
Specyfiką życia ekspata jest tymczasowość. Często żyjesz w zawieszeniu, bo nie wiesz dokładnie ile będziesz, kiedy firma Cię przeniesie w kolejne miejsce. Powoduje, że uczysz się żyć z dnia na dzień i czerpać z niego jak najwięcej. Tu i teraz. Nie odkładasz na później, bo możesz już nie mieć czasu. Tymczasowość przekłada się na to, że Twoje życie jest wypełnione ciągłymi pożegnaniami. Przyjeżdżasz, w końcu zaczynasz się zadamawiać i mieć grono dobrych znajomych, czas wyjechać i zacząć wszystko od nowa. I znowu od nowa. Nawet jeśli jesteś dłużej, to proces ten dotyczy Twoich znajomych. W końcu orientujesz się, że częściej chodzisz na imprezy pożegnalne niż urodzinowe. Ma to też swoje drugie dno: ciągle poznajesz ludzi, ale inwestujesz swój czas tylko w te osoby, które mają być dłużej na miejscu, pomijając wiele innych wartościowych relacji.
Nie wiesz, gdzie jest Twój dom.
Wszystkie te doświadczenia zmieniają Cię. Każdy kraj, w którym mieszkasz odciska swoje piętno, w każdym pozostawiłam cząstkę mojego serca. Jednak nieważne jak bardzo przystosujesz się do lokalnych zwyczajów i jak dobrze opanujesz lokalny język, nigdy nie będziesz traktowany jak lokalni. Jednocześnie u siebie w kraju też już nie pasujesz jak wcześniej.
Życie ekspata to życie z problemami dnia codziennego w innym otoczeniu. W przeciwieństwie do podróżowania nie wyjedziesz, kiedy masz na to ochotę. Ale to życie fascynujące, pełne wyzwań i satysfakcji. Poznajesz swoje granice, ale jednocześnie rozwijasz się jako człowiek i poszerzasz swoje spojrzenie na świat. Ten świat wciąga. Czy wiedząc teraz z czym to się wiąże, podjęłabym jeszcze raz taką samą decyzję jak przed kilkoma laty? Zdecydowanie tak!